
Brakuje mi czasu i to bardzo. Śmiem nawet twierdzić, że moja doba jest po prostu za krótka! Mogłaby być dłuższa o jakieś 6 godzin dzięki czemu wyrobiłabym się ze wszystkim. Wiecie, jest taka teoria spiskowa która zakłada, że ludzie pochodzą z Marsa. Przylecieli stamtąd bo panowała tam wojna która zniszczyła całą planetę. Grawitacja jest tam mniejsza, dlatego na Ziemi bolą nas stawy. Słońce na Ziemi (jak to brzmi:P) jest za mocne, a skóra za delikatna, dlatego ciągle dochodzi do poparzeń słonecznych. Doba jest tam dłuższa, dlatego większość ludzi nie umie funkcjonować przez 24 godziny. Wiecie o co chodzi, jeśli nie umiecie zasnąć o tej 1 w nocy a musicie się położyć o tej godzinie albo jeszcze wcześniej :P Inna teoria spiskowa mówi, że zostaliśmy tu zesłani za karę z odległego układu słonecznego, bo jesteśmy bardzo agresywnym gatunkiem. W sumie coś jest w tym, że nie pochodzimy stąd, bo od dzieciaka mam problemy ze snem, dzień na słońcu kończy się poparzeniem a ogół ludzi ma problemy ze stawami. Jednak prawda jest taka, że to jest tylko teoria spiskowa, ale w każdej teorii spiskowej (tak jak w legendach) jest ziarnko prawdy ;) Chciałabym mieć więcej czasu na wszystko. Na powolne zjedzenie śniadania, na zrobienie wszystkiego do końca i siedmiogodzinny sen. Ale koniec głupot, bo to zupełnie nie na temat i wpis nie o tym! Jeszcze zanim poleciałam do UK pomyślałam sobie, że wrócę stamtąd z wielką paczką zdobyczy. Oczywiście to były tylko przypuszczenia a rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Jestem bardzo zadowolona z tego, że nie poddałam się szałowi zakupów. Wróciłam z rzeczami które rozkochały w sobie moje serce... I żołądek :)) Jest skromnie, ale to mi wystarczy!

Uwielbiam zbierać morskie skarby i wciąga mnie to niesamowicie. Ba, uwielbiam elementy marynistyczne w domu więc nie mogłam sobie odpuścić takiej okazji i codziennie ruszałam na łowy... Niektóre z tych okazów wprawiały mnie w totalne osłupienie i nie mogłam uwierzyć, że coś takiego znalazłam. No ale nie oszukujmy się, na plażach wyspy która jest na oceanie, wszystko jest możliwe. Prądy oceaniczne mogą wszystko! A ja? Zbierałam to z ogromnym wysiłkiem i hartem ducha, okupiłam to potem
spływającym z czoła... Dobra, z tym potem to ściema. Ale fakt faktem,
spacery nad morzem skutkowały słoną warstewką na skórze i splątanymi
włosami. Mniejsza o to. Uszczęśliwia mnie to! Nadmorskie pamiątki to jest coś, co zdobywam z całą moją mocą i serduszkiem :) Budują i upiększają moje wspomnienia. Widzicie ten kamień na górze po prawej? Perfekt i simpli po całości. O muszelce na środku zdjęcia obok już nie mówię, bo to jest po prostu fart. Był rekinek, jest muszelka. Prawie jak w tropikach, a do tej wody już nie wejdę bo coś mnie zje. A to już wiecie, co nie?


Na drugi ogień, piękny zapach.
Wierzcie mi, gdy widzę coś pięknego, coś co wspaniale pachnie i jest różowe, to dostaję kota. Dopóki tego nie mam, chodzę pobudzona. W tym wypadku chodziłam pobudzona kilka dni. Warto było, pachnę pięknie przez kilka godzin.
To różowe cudo które widzicie powyżej, to zapach prezentujący się delikatnymi, kwiatowymi nutami jaśminu i neroli na bazie paczuli i drzewa sandałowego, robi robotę. Pomijając ten róż, zapach jest cudowny i niesamowicie kobiecy. Góruje delikatność, ale ma w sobie intrygującą głębię.
Idealny dla mnie.


Kawusie kupiłam w Bootsie na Lotnisku Gatwick. Miałam ze sobą tylko bagaż podręczny więc nie mogłam sobie pozwolić na większe zakupy w Worthing. Bałam się, że na lotnisku zapłacę za jedną kawę około 3 funtów, ale nic z tego, cena była całkiem regularna i nie wykosztowałam się. 1,80 funta to niewiele więcej niż w Tesco. Przynajmniej zrobiłam sobie mały zapas (jedną już wypiłam). I trochę mi szkoda, że tej kawy nie ma w Polsce, ale mam wrażenie że to nie jest produkt na nasz rynek. Mimo wszystko jeśli się pojawi, to nie zawaham się i będę sobie uprzyjemniać życie dobrym smaczkiem!

Słodycze? W tej sytuacji myślę brzuchem, serio. Mam swoich ulubieńców i to właśnie oni widnieją na powyższym zdjęciu. Nie mam potrzeby kupowania całej siaty słodyczy bo prawda jest taka, że nie przepadam za słodkościami i mam w głowie swoje typy. Nawet czekoladę jem długo i wcale nie mam ochoty jej zjeść od razu. Delektuję się słodyczami bo uważam, że słodkości powinny sprawiać przyjemność. Poza tym jeśli zjem ich za dużo w krótkim okresie czasu, to jest mi nie dobrze. Taki typ.
A Wy co przywozicie zza granicy? Przywiązujecie wagę do takich rzeczy? Myślicie raczej o dużych zakupach czy pamiątkach chwytających za serce?
Serdeczności moi kochani, wkrótce będzie tu jesiennie, ale muszę swoje dokończyć choć trwa to dłużej i wolniej niż kiedyś. Całuski!


1 komentarz
U mnie jest na odwrót, moglabym zjeść i dwie czekolady na raz hehehe (nie jem aż tyle). A te kawy są przepyszne i ostrzegam uzależniają :) moja ulubiona to Chocolate mocha.
OdpowiedzUsuńwww.ladyagat.com
Miłe, ciepłe słowa a także szczera, kulturalna, i przede wszystkim - konstruktywna krytyka - wszystko jest dozwolone. To motywuje mnie najbardziej w blogowaniu!:)
Chamstwo i obraźliwe teksty lądują w koszu od razu.