Photo diary • czerwiec czyli mnóstwo kwiatów, natura i jak rozstaję się z mięsem...

30 czerwca 2019



Łał, nawet nie wiecie jaki mam fajny miesiąc za sobą :D To aż niewiarygodne, zważywszy na przebieg ostatnich dwóch lat. Dzięki temu, że nagle stało się tak, jakbym odcięła przeszłość jednym, stanowczym ruchem, a ta tak po prostu sobie odleciała w dal... i PRAWIE nic nie pamiętam. Jestem zupełnie inną osobą - już nie nieszczęśliwą i znerwicowaną, a naprawdę zadowoloną z siebie i z życia kobietą. To naprawdę niesamowite!

A na pierwszym zdjęciu, oczywiście piwonie! Czerwiec jest miesiącem pod znakiem piwonii, którym narobiłam tyle zdjęć, że do połowy lipca będziecie je oglądać na instagramie :D




Było ciepło i przepięknie. Choć byłam momentami naprawdę zmęczona, to nie poprzestawałam na spacerach z Julką i Perłą. Zawsze miałam poczucie, że po pracy to tylko w domu i w domu, a jak przyjrzałam się dokładniej temu jak spędzamy moje wolne dni to stwierdziłam, że jednak bardzo dużo czasu spędzamy na dworze!





Tak witałyśmy lato! Wśród traw kwitnących w wielu odcieniach różu.




Mówią, że nie liczy się sprzęt, a umiejętności fotografa. To zdjęcie robiłam moim iPhone SE, którego uwielbiam! Nawet, jeśli aparat w nim już nie robi ogólnie takiego wrażenia, to mimo wszystko uważam, że jeśli wolę robić zdjęcia nim, niż lustrzanką, to jednak to mówi samo za siebie ;) Muszę Wam jednak zdradzić, że planuję go wymienić na lepszy model jesienią, albo zimą, może nawet po świętach gdy ceny spadną. Używam go już prawie 3 lata bez ŻADNYCH USTEREK, więc nie ma mowy o telefonach konkurencyjnych firm. iPhone sprawdził mi się najlepiej i używam go NAJDŁUŻEJ.




Piwonie to nie wszystko, bo prawda jest taka, że nie obyłam się bez żadnych kwiatów, czy polnych, czy takich ze stoiska.




Moja okolica i piękna pogoda :) Tak można żyć! :)




Połacie pięknego, polskiego Jastrunu. Naprawdę kocham moją okolicę za mnogość gatunków roślin i to, jak pięknie wszystko rozkwita na wiosnę i tętni życiem przez całe lato. Odnajduję tu niesamowity spokój i szczęście, jaki odnajdywałam w dzieciństwie przedzierając się przez dzikie trawy na tyłach ogrodu moich rodziców. W momencie pisania tego posta siedzę na tarasie naszego mieszkania i zerkam na ten mały ogródek z wierzbą przy płocie... i już jestem myślami w ogrodzie mojego domu, w przyszłości. Wiem, że będzie tam mnóstwo kwiatów i drzew, a po ścianach domu i oknach ogromnej przeszklonej werandy będą wspinać się róże.




Gra światła.




Interstellar to książka, której szukałam w całym internecie PRZEZ ROK. Nie pamiętam już, czy Wam o tym mówiłam, ale w kręgu moich zainteresowań jest nauka o kosmosie i prawami rządzącymi światem. Fascynuje mnie to od dziecka, a w gwiazdy patrzę z jakąś dziwną tęsknotą. Gdybym miała jednak ten umysł ścisły...
Nie zliczę już ile książek o wszechświecie przeczytałam, od kiedy nauczyłam się czytać. Nie przypomnę sobie, ile filmów obejrzałam, jednak to z tych fabularnych właśnie Interstellar jest oparty na nauce. Już na wstępie możemy przeczytać, że twórcy w 100% odwzorowali to, jak wygląda horyzont zdarzeń i jak może wyglądać tunel czasoprzestrzenny. To właśnie ten film sprawił, że z radością i ogromną werwą wróciłam do "poszukiwań". Nie ma nic piękniejszego niż pasja.
Więc czytam :)


Czerwcowe momenty - piękne obłoki srebrzyste, które rozświetliły północne niebo po zachodzie słońca, dosłownie na kilka dni przed przesileniem letnim i... ogromna pełnia, chyba największa w tym roku.




CZERWCOWE PRZYJEMNOŚCI

owoce
koktajle
relaks

Tak poza tym dach który widzicie powyżej, jest dachem domu sąsiadów i powiem Wam, że to najpiękniejszy domek jaki widziałam. Chciałabym mieć kiedyś właśnie TAKI, albo stary dom z duszą.


I DALEJ UWAGA, BO MAM DLA WAS HIT...

A mianowicie, poza wczorajszym dniem, to od prawie 3 tygodni nie tknęłam mięsa. Raz, że jest gorąco i nie chce się jeść takich rzeczy, dwa, że już mi nie w smak. Zwłaszcza z kurczakiem, który śmierdzi przed i po przygotowaniu. Po przygotowaniu jest wręcz obleśny, a posmak w ustach... Jakbym zjadła padlinę. Źle się czułam po zjedzeniu kanapki z kurczakiem, ale z braku laku nie miałam pod ręką nic, po czym miałabym siłę dalej pracować. Energię miałam, ale do końca dnia wyżułam chyba cały bister gum miętowych.
Idziemy dalej - wieprzowina, postrach mojego mózgu. Boję się zjeść mięso zwierzaka, który się nie poci i całe zanieczyszczenie zostaje w środku.
Jedyna opcja to wołowina i łosoś, ale bardzo rzadko i tylko w postaci tatara albo steku medium rare. Dlatego raz na jakiś czas tatar albo sushi. Sushi będzie po wypłacie, a tak poza tym ciągle jem pokarmy roślinne, nabiał i jaja.
A oto przykładowe i bardzo zwyczajne dania, które zjadłam w czerwcu. Oczywiście reszcie zdjęć nie zrobiłam bo ogarniałam po fakcie :D
granola z czereśniami
kotlety ziemniaczane z mozarellą, oliwkami i bazylią, plus sałatka grecka
"udawany" schabowy z boczniaka z mizerią i ziemniakami
kanapki z serkiem, pomidorem i cebulą, jajecznica

A na koniec hit czyli... kanapka z tatarem z pomidorów suszonych i cukinii! Nie wiedziałam, że coś tak innego, może być tak smaczne i aromatyczne!




Soki i koktajle to moja codzienność!




Pierwszy bukiet piwonii w sezonie.


Ale i kwiaty z okolicy. Wspaniale tu jest, naprawdę!!




Wypady duże i małe. Prawda, że cudownie?





A na koniec tego posta żegnam się z Wami kolejnym pysznym jedzonkiem i moją psią mordeczką :) Do następnego!




Czy Feniks odrodzi się z popiołów?

20 czerwca 2019


Gdy to piszę, jest środek pięknej, czerwcowej nocy. Siedzę w łóżku i myślę o tym, jak bardzo jestem szczęśliwa :) Jak cudownie się czuję, jak jestem uskrzydlona i wewnętrznie wolna...

A co najlepsze, naprawdę nie wierzę, że to piszę! Jestem w szoku, że całkiem inna rzeczywistość wywarła na mnie tak ogromny wpływ! Niby jest tak samo, niby tylko jeden element się zmienił, a jest zupełnie inaczej... Czy naprawdę musiałam zmienić pracę te dwa lata temu, by tak przetransformowało się moje życie? 

Kilka lat wstecz.
Żyję sobie spokojnie. Moja praca oprócz tej w domu to głównie pisanie, zdjęcia i ich obróbka, odpisywanie na meile i chodzenie w te wszystkie miejsca w których dzieją się rzeczy, o których często piszę. W międzyczasie mam te swoje wychodne i choć jest mi dobrze, to jednak z czasem przychodzi myśl, że niektóre rzeczy mogę robić lepiej. Wiem, że jestem sobą, a mimo wszystko coś mnie pcha ku mocniejszemu działaniu. Staram się nie brać udziału w wyścigu szczurów i jednocześnie się nie wykoleić. Choć tworzę przyjazne, wartościowe materiały i spalam się pracując nocami, jakoś nie udaje mi się przebić. Nie idę z nowinkami, jestem taka zwyczajna, normalna. To nie jest chwytliwe. Jeszcze się wściekam nie wiedząc, że za parę lat uznam, że dobrze było mieć to wszystko w dupie. O tak, za parę lat będę wiedziała, że najlepiej jest być sobą. Tak naprawdę będę miała czyste sumienie i poczucie, że nigdy nie zrobiłam nic wbrew sobie i nie podjęłam się tego, co mogło być w parze z nieszczerością wobec Was, czytelników... 

______________

Najpierw szło na luzie. Pamiętacie, jak pisałam Wam o moim życiu, zmianach, wakacjach, wyrażałam siebie z największą mocą? Gdy zaszłam w ciążę i pojawiła się masa ciekawskich osób, złapałam dystans. Nie umiałam wtedy poradzić sobie z cudzą ciekawością na mój temat i to była jedyna forma obrony. Dystans to jedno, ale “nie pisz o tym, bo po co”, “nie bądź aż tak szczera”, “po co mają o tym wiedzieć”, sprawiło, że blog, mój ukochany pamiętnik, stał się stroną tematyczną. Broniąc się i ograniczając wybrałam łatwiejszy kierunek. Wiecie, może on pozwolił na to, bym weszła w ten świat, w którym poznaje się milion osób, zarabia się na pisaniu w internecie lecz nie spodziewałam się, że akurat to sprawi, że w wykończę się twórczo... 




Przyszedł taki moment, że miałam dość. Byłam okropnie zmęczona ale nie fizycznie. Nie cieszyła mnie taka praca, miałam poczucie, że nie tak miało to wyglądać. Jedna decyzja ucięła wszystko. Zrezygnowałam wtedy z wielu rzeczy na rzecz spokoju, odpoczynku i mentalnej wolności. Dlatego też u mnie blogowo zmieniło się wszystko i obecnie widzę, że jest inaczej. Skończyły się współprace reklamowe, eventy, nie jeżdżę już na konferencje ani blogerskie imprezy, nie poznaję nowych osób. Nie mam na to czasu i szczerze powiem, że nawet mi się nie chce. Nie mam z tym problemu i powiem więcej - to właśnie dzięki temu mam poczucie wolności. Powiem Wam, że blogerski świat wcale nie jest taki różowy, jak można sobie wyobrazić. Tak jak w innych branżach, tak i w tej są te wszystkie rzeczy jakich doświadczycie na etacie. Są piękne rzeczy, jest poczucie spełnienia i posiadania swojej pasji, ale i ciemna strona bycia w takim środowisku. Ta profesja nie różni od innych stref zawodowych. Z perspektywy czasu myślę jednak, że działo się tak wiele i była to rzecz tak nowa, ciekawa i interesująca, że nie dało rady się nie wkręcić.


Dziś jestem sobie na etacie i mam mentalny luz. Życie zawodowe toczy się TYLKO w pracy, a gdy z niej wychodzę, jestem totalnie odcięta od wszystkiego. I choć freelancing i blogowanie jest naprawdę wspaniałe, a wszystko ma swoje dobre i złe strony (!), to na tą chwilę jest mi po prostu dobrze. Tak PO PROSTU. 


Pierwsze założenie było dla mnie lepsze. Być sobą. Dużo zrobiłabym w ogóle inaczej, mądrzej. Ale na myśleniu się kończy. Włożyłam w to wtedy tak wiele pracy, że się po prostu wypaliłam. Feniks chyba nie jest całkowicie gotowy, by odrodzić się z popiołów. Myślę jednak, że to wewnętrzne poczucie szczęścia, to dobry znak.

Latest Instagrams

© Kreuję swoje życie • Lekka strona lifestyle'u młodej mamy. Design by Eve.