EXPO SWEET 2013

23 lutego 2013

Hej śliczne!;D Tak sobie przed chwilą siedziałam i zastanawiałam się czy mam w folderach jakiś najnowszy materiał na notkę;D W oko mi wpadły zdjęcia (które i tak miałam Wam pokazać) z Expo Sweet 2013 na którym byłam w czwartek z koleżankami :)

Powiem Wam że takie targi to całkiem fajna sprawa. Nie dość że można zobaczyć przepiękne cukiernicze prace (m. in. kunsztownie dekorowane torty, ciasta itp.) to macie możliwość zjedzenia wszystkiego na co wcześniej miałyście ogromną ochotę:D Nie uwieczniłam wszystkiego co zjadłam, ale lodów to na pewno dziewięć porcji zdołałam w sobie zmieścić :D

Było naprawdę pysznie, polecam Wam wszystkim coś takiego!:)

Przy okazji powiem Wam że niedługo powinnam nakręcić jakieś wideo :) Mam do nagrania dwie recenzje i tematyczny filmik o I trymestrze ciąży (co proponowały mi nakręcić niektóre z Was :)). Tak więc do zobaczyska!:)

Homemade lasagne with tomato sauce with capers and olives

21 lutego 2013

Dobry wieczór wszystkim :) Na wstępie powiem że dziękuję za mnóstwo komentarzy pod poprzednim postem, m.in. za te pozytywne które bardzo podnoszą mnie na duchu i pokazują że na tym świecie jest pełno miłych ludzi :) Tyle się tego zebrało że będę potrzebowała dwóch dni albo więcej na odpisanie :D

A teraz przechodzę do głównego tematu czyli Lasagne którą na pewno większość z Was robi :) Ja nie umiem zrobić idealnej, takiej, która będzie idealnie symetryczna, makaron mi się z niej nie wysunie podczas krojenia a sos nie wypłynie. Aby sama lazania mi nie popłynęła na talerzu, musiałam odczekać kilka chwil aż sosik się wchłonie :) Całość podałam z orzeźwiającą surówką z kapusty pekińskiej i pomidora z dodatkiem przypraw, oliwy i soku z cytryny.

Najbardziej zaskoczył mnie sos, ale wiedziałam że tak będzie bo sos którego użyłam to sos Łowicz Puttanesca z kaparami i oliwkami co budzi baaaardzo włoskie skojarzenia :) Po otwarciu słoika poczułam ulubiony zapach oliwek i subtelną woń kaparów co  bardzo zachęciło mnie do jedzenia :D
Smak był wyśmienity, polecam :D

Przepis ten nie będzie w formie filmu, a raczej będzie to 'Krok po kroku na zdjęciach' ponieważ niestety nie miałam jak nakręcić video :)

Składniki
• około 500g mięsa dowolnego rodzaju, może być mielone wieprzowe
• makaron do Lasagne
• ser żółty
• 200 ml mleka
• 50 ml oleju lub oliwy z oliwek
• 3 łyżki mąki
• gałka muszkatołowa
• papryka słodka mielona
• pieprz
• sól
• sos Łowicz Puttanesca
• 50 ml przecieru pomidorowego - opcjonalnie
• ząbek czosnku - opcjonalnie

Przepis

KROK I • MIĘSO
Mięso mielimy, bądź już zmielone przekładamy do miseczki, doprawiamy solą, pieprzem, papryką słodką, mieszamy. Ja dodałam podczas mielenia ząbek czosnku by podrasować smak.

Do większego rondla lub na patelnię o wysokich ściankach wlewamy trochę oleju, czekamy aż się mocno rozgrzeje i smażymy mięso aż będzie usmażone.

Do usmażonego mięsa dodajemy sos Puttanesca, opcjonalnie przecier pomidorowy i dusimy na małym ogniu około 10 minut.

KROK II • SOS BESZAMELOWY

Na małą patelnię wlewamy mleko, przyprawiamy solą i pieprzem wedle uznania, dodajemy niecałe pół łyżeczki gałki muszkatołowej i mieszamy (na małym ogniu!) do zgęstnienia.

KROK III • MAKARON

Makaron do lasagne gotujemy w garnku średniej wielkości aż lekko zmięknie i będzie mógł dopasować się do kształtu formy w jakiej będziemy piec lasagne.
Formę do lasagne, brytfannę lub cokolwiek co mamy pod ręką smarujemy olejem i układamy płaty makaronu. Polewamy sosem beszamelowym i rozsmarowujemy po całości.

KROK IV • LASAGNE

Na makaron wysmarowany beszamelem kładziemy mięso z sosem i posypujemy serem. Potem powtarzamy kolejność - makaron, sos beszamelowy, mięso z sosem, ser. Jeśli zostanie Wam trochę beszamelu, to możecie polać drugą mięsną warstwę i dopiero posypać serem.

Lasagne pieczemy około 30 minut w temperaturze 180 stopni. Po wyjęciu z pieca polecam odstawić ją na jakiś czas - przynajmniej na pół godziny by makaron wchłonął część sosu co zapobiegnie "zupie na talerzu".

Sama Lasagne wyszła mi pyszna i aromatyczna. Sądzę że następnym razem również użyję sosu Puttanesca, a jeżeli nie będę go miała to dodam oliwki i coś co będzie naśladowało smak kaparów. Chociaż myślę że kupno sosu będzie lepszym i szybszym rozwiązaniem :)

Pregnancy thoughts.

20 lutego 2013

Hej kochane!:) Co tam słychać?:D Ja wracam po paru dniach by się Wam pokazać i dać znak życia :D W ciągu tych dni miałam trochę nerwów ale także przeżywałam małe radości :) Rozmyślałam o wielu rzeczach - co mnie cieszy, co denerwuje, obserwowałam uważnie swoje ciało i to co się z nim dzieje.
A o tym wszystkim w tym poście - zapraszam do czytania!:)

Przede wszystkim przytyłam, co jest jak najbardziej normalne :) Jestem 3 kg do przodu, znika mi talia (widzę ją w lustrzanym odbiciu tylko wtedy, gdy jestem w samej bieliźnie), biodra poszerzyły mi się jakiś czas temu no i... zgięłam się. Dosłownie. Ciężko mi się wyprostować, mam wrażenie że to jest po prostu niemożliwe 0o Na myśl o tym, dostaję bóli już obolałego kręgosłupa, i czuję, że chyba wyglądałabym śmiesznie przy próbie wyprostowania się.

Ciężko mi zasnąć w nocy, ciężko mi wstać rano ;) Za to po południu mogłabym spać ciągle, ale są tego przykre skutki - masakryczna bezsenność. Wolę nie ryzykować:P
Również szybciej się męczę ale to nic dziwnego.

Na szczęście samopoczucie jest lepsze!:) Wreszcie prezentuję się normalnie pod tym względem, nie jęczę, nie smęcę, jest więcej energii i radości :) No i jestem gadułą :P Ale to raczej dobre :D

Jak jest z jedzeniem?:)
Pod tym względem komicznie xD
• Co mi się zachce - muszę mieć od razu.
• Kasę wydaję na jedzenie - co bym kiedyś wydała na odżywkę do włosów, to mam zamiar wydać na batoniki, sałatę, owoce, mięso, soczki, Nesquiki, mleko, cukierki, warzywa, lody...
• Wyjadam z szafek zapasy :D
• Lodówkę opróżniam w tempie ekspresowym, a ziemniaki w kuchennym pudle dawno się skończyły xD
• Chodzę zła gdy nie wiem co mam zjeść:P
• Denerwuję się gdy ktoś chce spróbować tego co akurat wchłaniam, irytuje mnie każdorazowa próba podbierania mi jedzenia (z talerza, miseczki, paczki itp.) - przez ukochanego, psiapsiółę - obojętnie.
Moja nienawistna mina w tej sytuacji jest bezcenna.
• Mam wrażenie że jedzenie bywa przede mną chowane xD
• NO I PIERWSZA MYŚL PO OBUDZENIU DOTYCZY TEGO CO ZJEM DANEGO DNIA xD

Tak więc można się pod tym względem ze mnie pośmiać, ja sama się z siebie śmieję :D W życiu nie traktowałam jedzenia tak poważnie xD Nawet w nocy śnię o tym, że jem xD

A teraz z innej beczki.

Co mnie drażni?

Przede wszystkim WSZYSTKOWIEDZĄCYLEPIEJLUDZIE, a najlepiej dziewczyny, kobiety (wszystko jedno) które w ciąży nie były, ale oczywiście wiedzą lepiej - jaki powinnam mieć brzuch w danym momencie, jak powinnam się odżywiać, jak powinnam wyglądać, itp...
Na miłość boską - to takie idiotyczne.
Ja zanim zaszłam w ciążę (w okresie dwóch lat wstecz) dużo czytałam na ten temat, oglądałam zdjęcia ciążowych brzuszków w necie bo mnie to bardzo ciekawiło - ale sama nie będąc w ciąży nie "mądralowałam się" wszystkim ciężarnym jaki powinny mieć brzuch i co powinny jeść, bo wtedy zwyczajnie nie byłam w takiej sytuacji i nie miałam pojęcia jak to może wyglądać naprawdę.
Wierzcie mi - to strasznie wkurzające jak ktoś kto pod względem praktycznym ma małe pojęcie o tym stanie, wciska Wam na siłę jak powinnyście mieć. Podam przykład.
Znajome i osoby w necie potrafią powiedzieć że mam za mały brzuch (obecnie jestem w 19 tyg.). Kiedyś czytałam, że brzuszki w pierwszej ciąży są mniejsze niż w następnych, bo całość lepiej trzymają mięśnie.
Otóż gwoli ścisłości ponad dwa lata temu zaczęłam co ranek ćwiczyć brzuszki, i tak cały czas do zajścia w ciążę. Miałam płaski brzuch na którym rysowały się mięśnie więc można się domyślić że w tej partii ciała byłam dość "mocna".
Skoro tak było, nie mam wielkiej bomby a mały brzuszek i nie chce mi się już dyskutować na ten temat ani tłumaczyć innym dlaczego tak jest.
A co do jedzenia - jem to na co mam ochotę - rozmawiałam na ten temat z lekarzem i mogę jeść to co chcę, powinnam tylko unikać surowizny. Tak więc irytuję się gdy słyszę, że nie powinnam jeść tego, tamtego, pięciu następnych rzeczy bo zrobię dziecku krzywdę albo urodzi się kwadratowe. Polecam ciociom "dobra rada" pilnowanie własnego nosa i zastanowienie się czy przypadkiem nie przeginają.

Następną rzeczą jest czepianie się mojego wieku.
Opowiem Wam sytuacje jakie miałam u dwóch lekarzy - obie dotyczą tekstów na wejściu...

I.
"DZIEWCZYNO, TY MASZ 20 LAT, TY POWINNAŚ PO DYSKOTEKACH CHODZIĆ A NIE RODZIĆ DZIECI. TEN TWÓJ FACET TO NA PEWNO TAKA SAMA ŚWINIA JAK RESZTA, WEŹ Z NIM ŚLUB A POTEM ROZWÓD TO BĘDZIESZ MIAŁA PIENIĄDZE!!
TO DBAMY O CIĄŻĘ CZY COŚ Z TYM ROBIMY?"
W życiu tego nie zapomnę. Odpuściłam sobie tylko dlatego że facet nie ma dobrych opinii i zachowuje się jak głupek, bo co za lekarz mówi komuś coś takiego...? Byłam wtedy baaardzo rozżalona i zła ale odpuściłam sobie - postanowiłam że jeśli spotka mnie coś takiego jeszcze raz, to zainterweniuję. A potem zmieniłam lekarza.

II.
Przez jakiś czas miałam super panią doktor, uwielbiałam ją po prostu. Ostatnio poszła na dłuższy urlop i dostałam wizytę u nowej ginekolog. Weszłam do niej, usiadłam, zauważyłam że na nogach ma emu i powiedziałam jej że ma ładne buty. Usłyszałam tylko - "TO NIE CZAS I MIEJSCE NA TAKIE ROZMOWY". Na miłość boską, powiedziałam jej tylko komplement... No dobra, opowiadam dalej.
Kobieta zaczęła mi przeglądać kartę, czytać zawarte w niej dane, po czym odpaliła z pogardą:
"TY MASZ 20 LAT I JUŻ W CIĄŻY JESTEŚ?!?!?!?! A MOŻE BYŚ SZKOŁĘ NAJPIERW SKOŃCZYŁA I SIĘ UCZYŁA A NIE W CIĄŻY!!!"
W tym momencie uderzyły mnie zimne poty i wiedziałam że mam do czynienia z larwą. Odpowiedziałam jej że kończę teraz szkołę, mam dziś próbną maturę (to dotyczyło tamtego dnia) na co dostałam odpowiedź - "NO JA NIE WIEM....;)". Po tym usłyszałam jeszcze kilka uszczypliwych tekstów, a 'szanowna' pani doktor wychodziła z gabinetu gdy rozbierałam się od pasa w dół bo kazała mi usiąść na fotelu ginekologicznym.
No po prostu PEŁNY PROFESJONALIZM. Oczywiście mówię to z ironią.
Gdy wizyta się kończyła, miałam dość takiego szorstkiego i chamskiego traktowania, łzy cisnęły mi się do oczu bo nigdy nie miałam do czynienia z tak wredną i podłą lekarką. To był szczyt szczytów, po którym wyszłam z gabinetu z płaczem, co dość mocno poruszyło ludzi siedzących na korytarzu...
Od razu poszłam do położnych (super kobiety) i zapytałam czy mogę zmienić lekarza, opowiedziałam wszystko... Okazało się że byłam drugą pacjentką tej kobiety bo ona jest pierwszy dzień tam!
Gdy tak płakałam, do pokoju położnych weszła pani doktor i pyta się co się stało.
Powiedziałam - że przyszłam do niej po pomoc a nie po to żeby oceniała mnie po tym ile mam lat i udzielała mi na ten temat uwag bo to nie jest jej sprawa, powinna zajmować się tylko moją ciążą...
Jak zareagowała? Szyderczy, idiotyczny, głupi uśmieszek i pogardliwe "TY SIĘ LEPIEJ USPOKÓJ BO NIE ZDASZ TEJ MATURKI". Miałam taki 'wkurw' że odpaliłam jej że "MOJA MATURA TO TEŻ NIE JEST PANI SPRAWA", i powiedziałam żeby mnie nie oceniała. Gorzej być nie mogło.
Co usłyszałam na to?
Że jestem nie miła, niegrzeczna, bezczelna, CO JA SOBIE W OGÓLE WYOBRAŻAM.
Sprawę zgłosiłam, i powiem Wam że położne oraz personel podzielały moje zdanie na jej temat. Widać są ludzie którzy się nadają do zawodu położnej czy ginekologa, ale są również tacy którzy nie powinni się tym zajmować bo robią jeden wielki problem...
Myślę że ta osoba powinna zwrócić uwagę najpierw na swoje zachowanie zanim nazwie kogoś "niegrzecznym" bo sama nie umie się zachować.
A maturę zdałam ;)

Na marginesie powiem Wam że ta kobieta ma tragiczne opinie w internecie. To chyba najlepiej świadczy o niej samej.

Inni nie robią mi problemu z wieku. Moja mama i wiele innych kobiet które znam urodziły po raz pierwszy mając 20 lat, tak samo jak ja.
To jest całkiem normalny wiek - ja rozumiem że gdybym miała 16 lat, byłoby to niezbyt dobre, ale na miłość boską, jestem dorosła i umiem wziąć odpowiedzialność za swoje czyny... Poza tym uczę się dość dobrze (jestem siódma w szkole jeśli chodzi o wyniki w nauce), przez jakieś dwa lata pracowałam na zlecenie w hotelu Sheraton (potrafiłam pracować przez 12 - 15 godzin dziennie), przynosiłam pieniądze do domu no i dość nieźle potrafiłam ogarnąć całe gospodarstwo domowe. Godziłam wszystko dobrze i dałam sobie radę.

Ocenianie ludzi idzie najlepiej osobom które ich nie znają, albo tym którym żal dupę ściska, bo komuś coś wyszło, udało się, lub ma coś, czego nie ma osoba która zazdrości. Wiem że są osoby które najchętniej rzuciłyby mi kłody pod nogi, źle mi życzą, ale powinni wiedzieć że złe życzenia odwracają się w kierunku tych co je wypowiedzieli.
Są też ludzie (i jest ich więcej!!!) którzy mnie wspierają w każdym momencie i potrafią dodać mi otuchy za co bardzo im dziękuję :) Gdybym mogła, wyściskałabym ich wszystkich, dobrze mieć wsparcie.

Myślę że ciąża to super czas - zmieniają się priorytety, kobieta się zmienia, staje się lepszym człowiekiem do którego dociera co jest naprawdę ważne w życiu a niektóre rzeczy tracą na wartości. Kobieta zaczyna też inaczej patrzeć na świat, ludzi ją otaczających... Trwa wielka rewolucja.
I choć na początku byłam w ogromnym szoku, teraz jestem spokojniejsza i żyję codziennością - dalej się uczę, pracuję (teraz w domu), jestem sobie po prostu :)

Baaaardzo się dzisiaj rozpisałam :D Były i dobre i złe rzeczy, mam nadzieję że dotrwałyście.
Co teraz?:) Idę jeść a Wam życzę dobrego wieczoru :D
Ściskam!:D



Włosy rok temu i teraz • Włosowa aktualizacja

11 lutego 2013

Hej! :) Dzisiaj sobie przypomniałam, że od ponad roku jestem zapaloną włosomaniaczką :D Postanowiłam odszukać zdjęcie włosów na żywca (czyli po myciu samym szamponem bez żadnych odżywek) sprzed roku i porównać je z aktualnym również bez żadnych ulepszaczy :) Różnica jest zaskakująca :D

Jak było w 2012 roku?:) 
W lutym 2012 roku włosy były po osiemnastomiesięcznym schodzeniu do naturalnego koloru. Do tego czasu nie zmieniałam nic w pielęgnacji, suszyłam je suszarką z gorącym nawiewem i używałam tylko jednej maski (dzięki której notabene udało im się tyle ;p urosnąć). Od ramion miały kolor blond i były niesamowicie szorstkie, przesuszone. Od tamtej pory postanowiłam je systematycznie podcinać nie tracąc na długości, pielęgnować jak tylko się da i używać do tego dobrych, naturalnych produktów.

Używałam między innymi:
• wcierki: Seboradin Lotion Niger, Jantar
• odżywki: Isana z olejkiem z babassu
• maski: WAX, domowe
• olejki: Alterra, kokosowy, słonecznikowy, oliwę z oliwek, olejek rycynowy itp.
• szampony: BDFM, Facelle, Shauma, Barwa Natury
• suplementy: CP, skrzypopokrzywa

Namiętnie podcinałam końcówki :D

Unikałam:
• suszarki
• prostownic, lokówek
• FARB!!!!

Co się zmieniało:
W zasadzie wszystkie produkty i suplementy działały na moje włosy dobrze, jednak tylko niektóre z nich zdały na szóstkę. Niektórych przestałam używać bo męczyły mnie w używaniu które było monotonne i nużące, inne z kolei obciążały mi włosy i nie sprawdzały się tak świetnie jak reszta.

Genialne były: Seboradin Lotion Niger, Jantar, Isana, WAX, domowe maski (jajeczna i żel lniany), olej słonecznikowy, kokosowy i rycynowy, Barwa Natury, CP, skrzypopokrzywa.

Ograniczyłam pielęgnację (do pewnego stopnia) gdy zaszłam w ciążę. Od szóstego tygodnia przestałam ją stosować bo miałam zbyt wiele na głowie (denerwowałam się co spowodowało wypadanie) i w zasadzie w grudniu ogarnęłam się z tym i zaczęłam robić coś żebym nie doprowadzić włosów do strasznego stanu.

Co stosuję teraz?
• Jantar ale tylko na długość po myciu, czyli ŻADNYCH WCIEREK.
• WAX, żel lniany i jajeczną gdy mi się chce.
• olej kokosowy i rycynowy który stosuję na końcówki.
• CP (mogę, pytałam się lekarza, to nawet wskazane bo zawiera wapń który jest potrzebny mi i maluchowi)
• Barwa natury.

Szaleństw nie ma ale i mi jest teraz lżej i jak się okazuje, taka pielęgnacja wychodzi mi na +! Widać to po zdjęciu z 2013 roku.

A więc jak jest w 2013 roku?
Włosy wypadają mi normalnie, czyli tak, że nie mam powodów do zmartwień. Nie jest to duża ilość, w zasadzie taka sama jak w okresie wzmożonej pielęgnacji. Nie suszę ich bez potrzeby, lokówki użyłam raz. Błyszczą się, są gładkie, miękkie w dotyku a także od dawna (parę miesięcy wstecz od jesieni) wydaje mi się że są grubsze - widzę to gdy oglądam pojedyńcze włoski i porównuję je z innymi. Farbowanych końcówek pozbyłam się dość szybko - w okresie około 2 lat tak więc przed jesienią 2012 roku zaczęłam wyrównywanie włosów dlatego wciąż moje włosy oscylują na długości mniejszej niż 50 cm. Jeśli coś się rozdwoi, to rzadko. Nie mam powodów do zmartwień. Moje włosy są w dość przyzwoitym stanie :) :D

A jak tam Wasze włosiątka?:D

Latest Instagrams

© Kreuję swoje życie • Lekka strona lifestyle'u młodej mamy. Design by Eve.