Celebrowanie chwil i małych rzeczy to klucz do szczęścia. Sposób na poniedziałek.

27 lutego 2017

Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam wpisy takie jak dziś. Luz, blues, chill, pyszne ciastka i ulubiona herbata… To wszystko, na co mamy ochotę w poniedziałki. Oczywiście nie lenię się dzisiaj, bo od tego miałam weekend. Wpis także powstał w niedzielę, bo dziś nie miałabym czasu na napisanie go do końca, a plany na dzisiejszy dzień są w realizacji. Lubicie poniedziałki? Bo ja średnio. Mało kto lubi poniedziałki, więc nie pozostaje nic innego niż uprzyjemnianie sobie wolnych chwil czymś, co się lubi. Każdą wolną chwilę, jaką dziś tylko uda mi się złapać (a nie mam ich wiele!), zamierzam celebrować w całości, bo moim zdaniem celebrowanie chwil i małych rzeczy to klucz do szczęścia. I nawet opublikowanie tego posta to dla mnie sposób na sprawienie sobie przyjemności. Przecież uwielbiam blogowanie i sprawia mi ono niemałą radość!

https://goo.gl/aV7oxU

sweter bezmarkowy
bluzka z baskinką tutaj
torebka H&M
spodnie Romwe
zegarek Daniel Wellington

Kto czyta mojego, bloga ten wie, że niedawno pojawił się wpis pt.: „Dlaczego tak bardzo wierzę w siłę przyciągania?”. Znajdziecie tam co nieco o wizualizacji, która poza tym, że po prostu działa (wystarczy uwierzyć!), jest dla mnie odprężająca i przyjemna. To świetny sposób na relaks w poniedziałkowe popołudnie. Chciałabym dać Wam fajne zadanie na dzisiaj. Gdy zrealizujecie wszystkie najistotniejsze dla siebie plany, pójdźcie w ciche miejsce, połóżcie się, odprężcie, oczyśćcie umysł i przestawcie się na pozytywne myślenie. Pomyślcie o tym, co chcielibyście osiągnąć i zdobyć. Ale nie myślcie o tym, jak o rzeczach, które chcecie, ale ich nie macie. Bardzo łatwo jest myśleć o czymś w taki sposób, a nie o to chodzi! Myślcie o tym tak, jakbyście już to mieli!
Daję Wam słowo, że poczujecie się rewelacyjnie. Może nie od razu, jeśli ciężko Wam się przestawić na pozytywne myślenie, ale w końcu się uda! Ja po czymś takim czuję się świetnie, a moje nastawienie zmienia się diametralnie, jeśli wcześniej miałam z nim problem. Wzrasta moja pewność siebie i wszystko wydaje się prostsze. To świetny sposób na pokonanie chandry i zrelaksowanie po ciężkim dniu.

Wizualizacja. 
Co warto zrobić w wolnych, poniedziałkowych chwilach żeby się zrelaksować?

• Wypij ulubioną kawę lub herbatę, zjedz coś, co lubisz. Doceń chwilę w której to robisz.
• Wyjrzyj przez okno. Nad nami świeci piękne słońce!
• Znajdź czas na krótszy lub dłuższy spacer. Pooddychaj świeżym powietrzem. Niedługo będzie wiosna!
• Przytul się do ukochanej osoby i swojego maleństwa. Chyba że masz psa albo kota. To też Twoje maleństwo!
• Zapal kwiatową świeczkę. Pora wprowadzić nieco wiosennego zapachu do wnętrza.
• Weź relaksującą kąpiel i połóż się wcześniej spać. Przecież koniec dzisiejszego dnia oznacza, że jest coraz mniej czasu do weekendu! :)
 

Cudownego poniedziałku! :)
 
Czarna torebka na łańcuszku.

#motywacja, tropikalne bikini i moc pozytywnej energii

25 lutego 2017

Wakacyjny niezbędnik.

Tak jak w całym lutym dałam sobie przyzwolenie na narzekanie, tak samo nie mam pretensji do każdej narzekającej osoby. Wręcz mogłabym sobie usiąść z nią i z kubkiem ulubionej herbaty, po użalać się, popierdzielić jak mnie wkurza to, że jest zimno, że w sumie nie wiem, co chce mi się zjeść i co najgorsze – że mi naprawdę się NIC NIE CHCE i do wielu rzeczy się zmuszam. I choć od iluś dni strasznie się powtarzam i mówię, jak bardzo luty jest beznadziejny, to narzekanie jest świetnym sposobem na rozładowanie złej energii. Tym bardziej że od dwóch dni siedzę przeziębiona, a do tego mam stan zapalny zatok. Żyć nie umierać, to kwintesencja wszystkiego. Zajebiście.
Ale wczoraj stało się coś niesamowitego. Chodziłam sobie od pokoju do kuchni, sprzątając wszystko po drodze i moją głowę zaczęły zaprzątać myśli. Przez chwilę byłam nakręcona jak zegarek szwajcarski i gdybym miała długopis w ręku i czystą kartkę papieru, to zapisałabym bez problemu całą stronę. Poczułam się natchniona. Było po prostu cool!
Oczywiście nie powiem, że nade mną wybuchały kolorowe fajerwerki, bo z chorymi zatokami czułam się jak zmora. Ale było jakoś tak inaczej, pozytywniej, myśli malowały się kolorami. Długo czekałam na ten moment i ulżyło mi, gdy moje wnętrze wypełniał ocean tęczy (a nad nim latały alikorny – wiem, za dużo kreskówek, z pozycji mamy trudno tego nie pochłaniać;D).

Dzięki ostatniemu spotkaniu z bandą twórczych ludzi doznałam olśnienia i zdałam sobie sprawę z tego, że nie wykorzystałam potencjału i swojego bloga. Nie dlatego, że jestem ignorantką i mam w dupie to, co ludzie do mnie mówią. Ja po prostu zapomniałam. Od dawna nie miałam czasu, żeby w pełni zająć się takimi sprawami. Wierzcie mi, że bądź co bądź każdy ma swoje priorytety, a moim pierwszorzędnym jest rodzina. Dlatego sprawy związane z blogiem są na drugim planie.
Ostatnio usiadłam i zastanowiłam się, co zrobiłam nie tak, i zdałam sobie sprawę, że zaniedbałam jedną z najważniejszych rzeczy w prowadzeniu strony. Nie chodzi o tematykę, której nie poprowadziłam. Nie chodzi o to, że przestałam prowadzić bloga mocniej. Blogger jest dzieckiem Google, a ja zapomniałam o kluczowej rzeczy w prowadzeniu własnego bloga. Co to jest to szkoda mówić, bo chyba narobiłabym sobie więcej wstydu, niż myślę ;D Ale dało mi to motywację do ponaprawiania niektórych rzeczy, a resztę zrobi czas. Poza tym, na ten moment muszę też wykorzystać swój potencjał. Wy go macie i ja go mam. Każdy go ma. Ale trzeba wiedzieć jak się do tego zabrać. Warto też się porządnie przygotować do rzeczy które zamierzacie robić. Ćwiczenie czyni mistrza. Jest moc i motywacja!

Pokazać Wam drugą rzecz, która mnie tak bardzo motywuje?

https://goo.gl/C1Ul1d

TO.
Nie, nie moje ciało, które generalnie nadaje się do wzmocnienia, a skóra do uelastycznienia.

Zamierzam wziąć się za siebie tak samo, jak w ubiegłym roku, gdy ćwiczyłam z Ewką. Z tym że w ubiegłym roku był mały myk - ćwiczenia dały genialny efekt poza tym, że pomimo odpowiedniego wykonywania ćwiczeń, robiły mi się buły na udach. Wiecie, o co chodzi, robicie się smukłe, elastyczne, a waga idzie w górę, bo mięśni jest więcej. I ogólnie jest to fajne do momentu, w którym uda zamieniają się w zaokrąglone bochenki chleba. W tym roku tego uniknę, bo zbijam testosteron i w końcu mięśnie mogą mi przestać rosnąć w takim tempie:D Zależy mi tylko na elastycznej skórze i wzmocnieniu ciała. Dla tego stroju. Żeby pupa super wyglądała. Wierzę, że w tym stroju będę się czuła jak osioł po przemianie w białego rumaka – będę seksi!
Tak na marginesie, trochę bałam się zamawiania strojów z chińskiej strony. Raz udało mi się zamówić naprawdę fajny strój i w tym roku miałam małe obawy. Niesłusznie! Strój jest naprawdę genialny i już nie mogę się doczekać jak założę go na plażę! Możecie go obczaić właśnie tutaj.

https://goo.gl/TAwGrO

kurtka Zaful (link)
czapka Zaful (link)

Przy okazji chciałam Wam pokazać jak leży na mnie moja druga rzecz z tropikalnym printem. Ta kurtka jest świetna i bardzo podoba się mojemu lubemu. Przyjemnie jest widzieć, jak przygląda mi się TYM wzrokiem, zwłaszcza że to tylko kurtka! Komuś się wydaje, że facetom nic do tego, jak wyglądamy? Owszem, ma nam być wygodnie, ale czy to nie oznacza, że nie możemy się podobać naszym partnerom? Paniom patrzącym na takie jak ja i mężczyzn z odrazą (ponoć zwą je feminazistkami) od razu mówię – uwielbiam podobać się mojemu ukochanemu w różnych ubraniach. Obchodzi mnie to, i to jak cholera :


Dzisiaj motywuje mnie wszystko. Motywuje mnie przede wszystkim to cudowne słońce. I piękny dzień, nawet jeśli rano pod naszym oknem leżał śnieg. Motywuje mnie tropikalny print, marzec i nadchodząca wiosna. Bo po prostu nadchodzą. Motywuje mnie dzisiejsze, pyszne śniadanie i ciepła herbata, Motywuje mnie bajzel w garderobie, który trzeba posprzątać. Motywują mnie cudowne zdjęcia, które oglądam i siła przyciągania, którą praktykuję od dawna. Motywuje mnie moja wiara i życie. Motywuje mnie moje dziecko. Motywuje mnie miłość i możliwość rozładowania własnej kreatywności. Chociaż jestem przeziębiona, to czuję się rewelacyjnie i mało brakuje, bym mogła góry przenosić :D
Dziś pozostanę przy przenoszeniu mebli i zostawiam Was z małą dawką Pinterestowo Tumblrowych inspiracji. Cudownego weekendu!

Siła przyciągania.

Lutowa aktualizacja włosowa

24 lutego 2017


Kto mnie obserwuje ten wie, że tegoroczny luty nie jest miesiącem, który jest dla mnie szczególnie udany. Czuję się taka rozlazła i na nic nie mam siły, a wczoraj doszło do tego przeziębienie. Wszystko mnie boli, mięśnie, kości, głowa pęka… Czuję się jak przeziębiony facet :D Po raz drugi w życiu przeziębienie tak bardzo zwaliło mnie z nóg. MA – SA – KRA. Beznadziejny luty wpłynął kiepsko na wszystko, w tym na aktywność blogową i różne zlecenia. Dlatego zapominałam o wszystkim. Tak samo zapomniałam o aktualizacji włosowej, a potem nie miałam na nią czasu bo wszystko robiłam dłużej niż powinnam. Marudzę! Wiem :D Ale taka jest specyfika lutego. Pora przejść do aktualizacji. Let’s go!

To, co zauważyłam w lutym, to z pewnością spory przyrost włosów. Przyjemnie mi się patrzy na różnicę między tym, co było wcześniej a co jest teraz. Co najdziwniejsze, nie jestem w stanie stwierdzić, co najbardziej na ten przyrost wpłynęło. Nie stawiam na nic. Może to zakończenie karmienia piersią przed Sylwestrem, może suplementacja CP, a może wcieranie Jantaru (zresztą nieregularne) i olejowanie. Takie KOMBO, ale efekt jest. Ostatnio doszło do tego laminowanie włosów produktem marki Marion, także trenuję włosy na maksa.
Ich długość na tą chwilę (mamy prawie marzec) to 45 cm. Jestem trochę w szoku zwłaszcza, że na początku stycznia było to wdzięczne 42 cm. Jest całkiem ok!



Jak wyglądała moja pielęgnacja w lutym?
Mycie • Timotei, Jantar
Odżywki • Jantar, Pantene
Wcierki • Jantar
MASKI • nic
Olejowanie • Rzepak
Suplemetacja • CP
Czego mi brak?
Suszarki! :D Suszarka to słowo kluczowe i robi naprawdę wiele. Wystarczy spojrzeć na te zdjęcia by zobaczyć różnicę…


Włosy myte przed snem, suszone naturalnie, sen bez związanych włosów (gumki niszczą mi włosy). Efekt – dzikie fale i przyklap.


Włosy wysuszone suszarką, ładnie ułożone, proste, łuski domknięte.

Moja suszarka zepsuła się jakiś czas temu. W sumie czemu się dziwić skoro tak często używałam jej w ciągu ponad 5 lat. Jej brak ma jednak jedną zaletę – nie katuję włosów wysoką temperaturą dzięki czemu na pewno lepiej wpłynę na ich stan. Gdybym miała wymienić wadę, to jest nią to, że łatwiej się przeziębiam. Gdy włosy suszą się naturalnie, mój skalp wychładza się a ja mam skłonność do stanów zapalnych zatok, więc czuję się gorzej. Niedługo skuszę się na suszarkę, bo nie idzie wytrzymać. Zdrowie jest chyba ważniejsze, hmm?

Podsumowując, jest na pewno lepiej niż podczas ostatniego podsumowania. Odstawienie dziecka od piersi i dodatkowa suplementacja sprawiły, że wszystkie składniki odżywcze zostają dla mnie, a ich braki są uzupełniane. Olejowanie i stosowanie odżywek nawilża włosy oraz zmiękcza je, i w jakimś stopniu domyka łuski. Wcierka wzmacnia cebulki i dostarcza do nich z zewnątrz to, czego potrzebują. Sądzę, że suplementację i wcieranie muszę kontynuować przez następne miesiące, bo karmienie wyciągnęło ze mnie naprawdę dużo i potrzebuję wzmocnienia. Mimo to włosy są w coraz lepszym stanie a ja cieszę się, że w końcu im się poprawia :)

#lastweek • nowości • sound blog event

21 lutego 2017


W minionym tygodniu nie spamowałam na blogu postami, bo nie miałam tak wiele czasu i tak na marginesie – postanowiłam w końcu się wyspać. Oczywiście wiązało to się z tym, że nic nie pisałam, ale dzięki temu przespałam AŻ CAŁE 2 noce. Nie jest to szaleństwem, ale na pewno czuję się lepiej niż wcześniej, choć sporo brakuje mi do pełnego odpoczynku. I nie mówię tu o wczasach nad morzem, czy kilkudniowym leżeniu w łóżku. Wystarczy mi wysypianie się i spokojniejszy, uporządkowany tryb życia.

Te 7 dni było spokojne, a początek tygodnia wiązał się z wypiekami. Przyszło też do mnie kilka nowości, z których jestem bardzo zadowolona. Choć miałam ograniczyć zakupy, to stwierdziłam, że te rzeczy tak czy inaczej, znalazłyby się w mojej garderobie. Na dodatek nowa torebka po prostu była mi potrzebna w związku z eventem (starsza powoli się rozwala, a skoro wybierałam się do klubu, to wolałam pozbyć się ryzyka utraty cennych rzeczy i dokumentów) i to był konieczny zakup.


klasyczne t-shirty Zara

Na pierwszy ogień idą Zarkowe t-shirty które po prostu uwielbiam. Stwierdziłam, że to właśnie je chciałabym dostać na walentynki, bo po pierwsze uwielbiam przydatne prezenty a po drugie - te t-shirty są idealne. Świetnie leżą, są wykonane ze wspaniałego materiału (dobra bawełna to jednak coś), dobrze znoszą pranie, a co najważniejsze - są przewiewne i luźne!


torebka H&M

Drugi łup to oczywiście torebka o której napisałam co nie co wyżej. Zamówiłam ją na stronie H&M. Była przeceniona o 40%, więc why not? Jest idealna!

 
bluzka tutaj

Trzecia rzecz to niebieska bluzka z falbanką której zapomniałam pokazać Wam w poprzednim wpisie. Powiesiłam ją w szafie z podobnymi rzeczami (lubię segregować ubrania kolorami) i słuch o niej zaginął. Fajna jest, bo luźna i można się w niej najeść. I like it!


magazyn Food & Friends

Czwarta nowość to nasz (mój i lubego) ulubiony magazyn o jedzeniu. Kupujemy go regularnie od lat i uwielbiamy czytać bo to kopalnia inspiracji. Na dodatek na końcu znajdują się przepisy na pokazane w magazynie dania, więc jeśli macie okazję wykonać coś w domu lub zrobić popisowe danie dla ukochanej osoby, to tam jest wszystko zapisane krok po kroku.


Ostatnią nowością są hybrydki które zrobiła mi w Sound Garden Patrycja z bloga Pata Bloguje. Hybrydy są wykonane z największą starannością, na moich naturalnych paznokciach, w celu zabezpieczenia ich przed łamaniem się. Wszystkie są czerwone a bonusem jest brokatowe ombre na paznokciach palców serdecznych. Cudeńka!


Ubiegły tydzień to Walentynki i cudowny tort (nie będę skromna) który zrobiłam dla mojego lubego. Zawsze chciałam zrobić Red Velvet Cake a to była wspaniała okazja. Postawiłam na prostotę i nie zawiodłam się... Był przepyszny!



Pod koniec tygodnia wybrałam się na dwudniowy event blogerski do Sound Garden Hotel Airport. W hotelu panuje niesamowita cisza, więc skorzystałam z okazji do spokojnego przemyślenia niektórych rzeczy i zastanowienia się, jak wprowadzić je w życie. Zima niszczy motywację i usypia, więc w głównej mierze chodzi o uporządkowanie dnia i wdrożenie w życie pewnego pomysłu, który siedzi w głowie od dawna. Oczywiście nienawidzę pośpiechu i lubię ogarnąć wszystko na spokojnie, więc uważam, że jak chce się coś zrobić porządnie, to lepiej jest się do tego jednak trochę przygotować i nie robić wszystkiego na hej. Dzięki idealnej ciszy w końcu pomyślałam więcej o przemeblowaniu jednego pomieszczenia, dzięki czemu zyskam przestrzeń do pracy, w której będę mogła się skupić i wyciszyć.
Oprócz tego świetnie się bawiłam, przemiło spędziłam czas z innymi blogerkami i objadłam się sushi, które po prostu uwielbiam!
Tak btw. jeśli chciałybyście kiedyś skorzystać z pobytu w Sound Garden Hotel, to mam dla Was kod zniżkowy „kreujeswojezycie”, dzięki któremu uzyskacie 15% rabatu. Nie zawiedziecie się, zwłaszcza jeśli skorzystacie z pobytu na 6 piętrze, które jest TYLKO DLA KOBIET, ale również dlatego, że hotelem zarządzają genialni, młodzi ludzie. Jest luksus, ale nie ma snobizmu, dlatego czułam się tam tak dobrze. Tydzień zakończył się bombowo i z bólem głowy, ale nie żałuję :D Był rewelacyjny!  


fot. Tatiana Pałucka

Walentynkowy red velvet cake

15 lutego 2017


Już jest po walentynkach, ale stwierdziłam, że fajnie byłoby Wam dać ten przepis na mój walentynkowy red velvet cake. Jest to normalny tort, z tym, że biszkopt ma swój określony kolor. Tort może być tęczowy, może być niebieski, zielony, a nawet czarny... Do wyboru, do koloru! Wszystko zależy od Waszej inwencji twórczej :)

składniki

200g mąki
150g cukru
6 jaj
sok z jednej cytryny
łyżeczka mąki ziemniaczanej
łyżeczka proszku do pieczenia (opcjonalnie, ja o tym zapomniałam)
szczypta soli
czerwony barwnik spożywczy

200g masła
100g cukru pudru

500ml śmietanki kremówki
2 opakowania śmietanfixu
dowolna ilość cukru pudru

500g mrożonych truskawek
dowolna ilość cukru

odrobina mleka
tabliczka białej czekolady
czerwony barwnik spożywczy

dowolne dekoracje


sposób przygotowania


Suche składniki połączyć w misce.
Formy (mam niskie formy 15 cm średnicy) nasmarować masłem. Piekarnik nastawić na 160 – 170 stopni.
Białka oddzielić od żółtek. Dodać szczyptę soli, ubijać do uzyskania sztywności po czym dodawać pomału cukier i ubijać aż białka będą pięknie błyszczeć. Do ubitych z cukrem białek dodać sok z cytryny i ubijając dalej dodać mąkę ziemniaczaną. Ubijać. Następnie dodawać po jednym żółtku (każde żółtko ubić z białkiem do końca) i gdy masa jajeczna będzie już gotowa, dodać barwnik spożywczy. Następnie przesypując przez sitko dodawać powoli suche składniki. By ciasto nie straciło puszystości, mieszać delikatnie łyżką aż całość się połączy. Gotowe ciasto przelać do foremek. Wstawić do piekarnika i piec do tzw. suchego patyczka (około 45 minut). Po upieczeniu upuścić na podłogę (z wysokości około 50 cm). Studzić w piekarniku.
Po wystudzeniu przekroić każdy z biszkoptów na 3 warstwy. Okruszki zostawić do dekoracji.

Truskawki gotować z cukrem i niewielką ilością wody do uzyskania konfitury.

Miękkie masło ubić z cukrem pudrem.

Śmietankę ubić ze śmietanfixem wg instrukcji na opakowaniu.

Aby ciasto się nie ślizgało, powierzchnię na której będzie stało, posmarować odrobiną maślanego kremu. Warstwy ciasta smarować na przemian konfiturą truskawkową i bitą śmietaną. Po przełożeniu odstawić na godzinę do lodówki aby całość zrobiła się stabilniejsza. Po godzinie posmarować ciasto masą maślaną i powtórzyć czynność po następnej godzinie. Następnie odczekać również godzinę i posmarować ciasto bitą śmietaną. Odstawić do stężenia. Dekorować wg uznania. Ja postawiłam na minimalistyczną dekorację z masy plastycznej (masa marshmallow) i polewy mleczno czekoladowej (odrobina mleka + barwnik + biała czekolada) oraz okruszków jakie zostały po przekrojeniu biszkoptu.

Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest...

14 lutego 2017


Dziś na blogu miał się pojawić zupełnie inny wpis. Mogłam napisać o tym, jak strasznie wkurza mnie negowanie wszystkiego, w tym Walentynek. Mogłam błagać Was o to, byście zignorowali wszystko, co Was irytuje, by ten świat był piękniejszy. Ale jakoś mi się nie chce. To, czy wkurzają Was Walentynki, święta Bożego Narodzenia i Wielkanoc, to Wasza sprawa. Choć wkurza mnie hejt rzucany w Annę Lewandowską, to zostawię to dzisiaj w tyle. Wszędzie wyskakują negatywy, ale... Mam to gdzieś, bo czuję, że ogrom uczuć bucha z mojego serca. I nachodzi mnie prosta refleksja - choć czasem mam ochotę wysłać bliskich w kosmos, to gdyby nie oni, nie miałabym nic. Są dla mnie WSZYSTKIM.

Gdy tylko otworzyłam oczy drażniona ostrymi promieniami słonecznego światła, poczułam, jak bardzo jest mi dobrze. Poczułam, że czuję się bezpiecznie i komfortowo, że mam obok dwójkę najukochańszych ludzi. W tym jego. Choć droga, jaką przeszliśmy, nie była usłana różami, to przetrwaliśmy i jesteśmy razem, na dobre i na złe.
Historie o miłości można pisać ciągle. Można się tym chwalić bez końca, bo nie ma nic piękniejszego na świecie. Ale czasem chodzi o coś więcej.

Wspaniale jest rozumieć się i bez słowa dawać sobie znaki. Idealnie jest, gdy robicie dla siebie te wszystkie miłe rzeczy.
Gdy luby przynosi ci herbatę i nakrywa ciepłym kocykiem.
Gdy bez gadania bierze śmieci i leci je wyrzucić do zsypu, bo tobie się nie chce.
Gdy sprząta cały dom, bo maluch dał popalić i nie dałaś rady wszystkiego zrobić.
Ciebie to też się tyczy. Fajnie jest, kiedy nie zgrywasz królewny i działasz po partnersku. To takie prozaiczne rzeczy, o których się nie pamięta i robi mimowolnie, a przynajmniej po czasie, bo bywa, że niektórzy muszą się tego nauczyć. Choć potraficie się sprzeczać o pierdoły, to z czasem okazuje się, że to są bzdury… a między Wami jest cudowne uczucie, którego nic nie jest w stanie zepsuć. Ale nie zaprzeczycie, że czasem los lubi wystawiać je na próbę?

Gdy pewnego wiosennego dnia wróciłam do domu sama z lotniska, czułam się, jakby moje serce wyrwało się z piersi i poleciało hen daleko. Przymusowa rozłąka była dla mnie czymś tak okropnym, że przez pierwsze trzy tygodnie chodziłam struta i nie miałam na nic ochoty. Pytacie się, czy tylko ja? Oczywiście, że nie. Miesiące z daleka od siebie były dla nas obojga bardzo trudne. Męczyła nas samotność i tęsknota. Brakowało nam dotyku ust, rąk… Dopadały nas lęki. Mogliśmy się obawiać tego, czy druga połówka nie puści nas kantem. I na tym się kończyło, bo choć rozłąka mieszała w głowach i budziła niepokój, to po raz kolejny w życiu czuliśmy, że nie mamy wątpliwości. Nie baliśmy się, bo nie było czego.
Jesteśmy ze sobą. Jesteśmy razem. Jesteśmy dla siebie.
Ufamy sobie i po prostu wiemy, że nie mamy się czego bać.

Kiedy patrzę na to wszystko z perspektywy czasu, to widzę, że to nie było takie trudne. Jeśli chodzi o mnie, to czasem było mi nawet łatwiej, bo nikt nie rozwalał mi rytmu dnia, nikt nie dawał małej luzu, dzięki czemu Julia chodziła jak w zegarku. Wstawałam, rozpoczynałam dzień i leciałam do pracy. Wracałam, bawiłam się z małą, załatwiałam sprawy blogowe, przygotowywałam materiały, a potem leciałam na Skype. Kładłam się spać późno w nocy i spałam czasem po 4h, bo miałam tyle zajęć. Choć byłam sama, to nie czułam się samotna. Wiedziałam, że on ciągle o mnie myśli i wkrótce się zobaczymy. To była dla mnie największa motywacja.
Po czasie widzę też, że była to dla nas niezła próba. Mogliśmy przecież odpuścić i dać sobie spokój. Wielu ludzi nie jest w stanie przetrwać związku na odległość, bo ważniejsze są dla nich cielesne uciechy i wrażenia. Nie przeczę, że fizyczna bliskość jest istotna, bo jest jedną z najważniejszych rzeczy, ale nie można zapomnieć o tym, że dwoje ludzi powinna łączyć przede wszystkim przyjaźń, zaufanie i zrozumienie.

Gdy miłość jest szczera, wierna i prawdziwa, to nie ma rzeczy nie do przeskoczenia. Choć czasem wydaje się, że dzieją się rzeczy trudne, to przetrwanie ich, bycie razem, trwanie przy sobie w trudach i radości jest proste, naturalne i dziejące się bez żadnego ale.

„Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.”*


Cudownych Walentynek!

*fragment 1 Listu do Koryntian

Długi, czarny sweter z golfem w zimowej stylizacji. Spacer po lesie.

12 lutego 2017

Wiosenne nowości czyli tropikalny print, róż i minimalizm

10 lutego 2017


Od jakiegoś czasu idzie zwariować z pogodą. Na wszystkich palcach, jakie mam, mogę policzyć słoneczne dni od połowy września. Nie pamiętam tak paskudnej pogodowo jesieni i zimy – pór roku, które powinny być piękne i magiczne. Mnóstwo energii uzyskanej latem wykorzystałam na codzienne funkcjonowanie przez minione, szare miesiące i… na ten moment brak mi energii do tego stopnia, że ogarnęło mnie takie zniechęcenie, jak nigdy. Tegoroczna zima wychodzi na plus tylko pod względem ilości śniegu i temperatur, dzięki którym dzieciaki mogą zobaczyć, jak naprawdę powinna wyglądać ta pora roku. Lubię śnieg i mróz, ale wolałabym, żeby towarzyszyły nam przez cały grudzień i styczeń a… w lutym mogłoby być już całkiem ciepło. Przez obecną aurę NIE CHCE MI SIĘ NIC.

W związku z tym, że brak mi chęci do wszystkiego, to staram się robić to, co może poprawić mi nastrój. Słodkości, pyszna herbata, owoce, ulubione kanały na YT i pozytywne myślenie to standard więc potrzebuję czegoś więcej. Dlatego buszuję w sieci i szukam nowości na wiosnę ;) Zakupy działają na mnie odmóżdżająco i rozweselająco, a jeśli są przemyślane, to łupy będą działać pozytywnie przez kolejne miesiące. Coś na zasadzie – jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz. Dlatego też postawiłam na żywe kolory, tropikalny print i minimalizm. Wiecie, co mi poprawi nastrój?


kurtka tutaj 
bikini tutaj

Tropikalny print i zielony kolor
Choć mnie znacie i wiecie, że otaczam się stonowanymi kolorami, to uwielbiam zieleń i gdybym mogła, to pomalowałabym ścianę w salonie na jeden z odcieni zieleni. Na przykład ciemnozielony… Ta barwa działa na mnie niesamowicie odprężająco. Nie bez powodu zakochałam się w tropikalnym princie, który będzie towarzyszył mi przez całą wiosnę i lato. Zamówiłam więc tropikalne bikini i kurtkę przeciwdeszczową. Strój jest bez skazy, posiada wkładki na piersi i świetnie trzyma biust. Dół od stroju jest dwustronny, więc wygląda bardzo estetycznie. Nie da się bez słodzenia, bo jest idealny.
Co do kurtki, nada się na LEKKI deszcz, choć nawet jeśli przemoknie podczas silnej ulewy, to ekspresowo wyschnie. Taki materiał. Testowałam go pod strumieniem wody i choć kurtka nie jest rewelacyjnie przeciwdeszczowa, to daje radę i nie da się w niej zmarznąć. Materiał nie przepuszcza powietrza od wewnętrznej strony, więc kurtka jest ciepła i idealna na letni wieczór, podczas którego może trochę popadać.


różowa czapka bejsbolówka tutaj

Uwielbiam takie czapki i jestem im wierna w 100%. Kto ich nie lubi?:) Tym razem do mojej kolekcji dołączył aksamitny, różowy model. Będzie idealna w stylizacjach!


czarny długi sweter z golfem e-margeritka

Wierzcie mi, że ten sweter jest naprawdę długi (do połowy łydki), ma genialny krój i co najważniejsze, jest bardzo ciepły. Jest to jeden z najbardziej uniwersalnych ciuchów, jakie mam, bo przydaje się teraz, i przyda się na wiosnę, gdy nie będę chciała zakładać kurtki. Dzisiaj po południu zrobiliśmy zdjęcia, więc wkrótce na blogu pojawi się stylizacja z nim.


uroczy notes TK Maxx

Jeśli szukacie pięknego zeszytu czy notesu, w którym będziecie chciały zapisywać plany, afirmacje i to, co Wam w duszy gra, to koniecznie odwiedźcie TK Maxx, a nie zawiedziecie się. Ten zeszyt kupiłam co prawda w okolicach nowego roku, ale nie przypominam sobie, żebym Wam go pokazywała, więc wrzucam go teraz. Jest przeuroczy!


płyn do mycia twarzy Ziaja liście manuka
krem do rąk Ziaja kokosowa

Marce Ziaja ufam od lat, więc postawiłam na konkretne nowości. W związku z leczeniem hormonalnym i oczyszczaniem cery postanowiłam zainwestować w delikatniejsze kosmetyki. Dlatego zamiast mydła jest ten żel do mycia twarzy (niedługo dołączy pasta peelingująca) a zamiast Neutrogeny jest ten krem do rąk. Nie mogę powiedzieć, że jest najlepszy, dlatego zamierzam przetestować krem do rąk z serii Kozie mleko, który jest podobno rewelacyjny. Oczywiście na razie wykończę ten krem, bo nie lubię wyrzucać pieniędzy w błoto.

cienie do powiek H&M
… czyli zwykła zachcianka. Jeden jest zielony (oczywiście z myślą o wiośnie), bo nie mogło być inaczej, drugi żółty, dla wykonania fajnego makijażu w letnie dni. Czasem mam ochotę na ombre na powiekach (nawet nie wiem jak to fachowo nazywać:D) lub makijaż inspirowany bukietem kwiatów, więc jak mnie najdzie, to nie ma przebacz.

I na tym skończę. Jest skromnie, ale to dobrze. Jeszcze zdążę dostać zakupowego szału :D

Druga połowa stycznia czyli spóźniony DWUTYGODNIK

6 lutego 2017


Sprawy sprawami, obowiązki obowiązkami, ale dwutygodnika nie mogę sobie odpuścić. Jest skromnie, bo druga połowa stycznia miała ślimacze tempo, ale nie przeszkadzało mi to. W głównej mierze zajęłam się swoim zdrowiem i cieszę się, że w końcu poświęciłam na to więcej czasu, gdyż praktycznie od lat nie zwracałam na siebie uwagi. Prawda jest taka, że nie można dłużej przeciągać spraw związanych ze zdrowiem, bo może mieć to złe skutki. Nie raz spotykałam się z sytuacją, w której człowiek nie chodził przez całe lata do lekarza, aż dochodziło do zasłabnięć i diagnozy były tragiczne… A można było zapobiec temu, badając się. Tak btw. przed nami kolejne wielkie mrozy i mam nadzieję, że to już finisz. Wiosenne ptaki, o których Wam ostatnio wspominałam, chyba się pogubiły. Dziwne rzeczy dzieją się z tą przyrodą, oj dziwne.

ZDROWIE

Męcząca mnie od miesięcy sytuacja w końcu musiała znaleźć rozwiązanie, a wiem, że to jeszcze nie koniec. Mowa oczywiście o hormonach, które są naprawdę poważną sprawą i NIGDY nie należy ich lekceważyć. Od ponad roku męczyły mnie silne pms trwające nawet dwa tygodnie, chroniczne zmęczenie, osłabienie i wzrost wagi. Na dodatek wariowała mi cera i dokuczał lekki hirsutyzm, przez co nie czułam się komfortowo. Kilka lat temu byłam w identycznej sytuacji i leczono mnie hormonalnie, więc i teraz postanowiłam zgłosić się do lekarza. Dostałam skierowanie na badania krwi i wszystko poszło ekspresowo. Szybko wyszło szydło z worka, a główny cel to zbicie testosteronu. Leki biorę od niedawna i zdradzę Wam, że pierwsze dni to ciąg nieprzyjemnych objawów, na przykład brak apetytu, nudności, ból głowy... Spodziewałam się takich nieprzyjemności, bo organizm musi się przyzwyczaić. Przyznam szczerze, że choć miałam taki sam problem w wieku 18-19 lat, to zapomniałam już, jak to było oprócz tego, że miałam źle dobrane leki i jeśli chodzi o psychikę, to zachowywałam się jak kobieta w ciąży. Kończąc hormonowy monolog, dodam jeszcze, że mam się zgłosić szybko do lekarza po skierowanie do endokrynologa i zbadać tarczycę, bo sporo objawów wskazuje także na nią. Jeśli okaże się, że i tarczyca działa nieprawidłowo, to jestem ciekawa, jak zachowa się organizm po wprowadzeniu leczenia. Jest to dla mnie bardzo istotne, bo tak jak powiedziałam, hormony są po prostu ważne i nie należy ich lekceważyć. Prawda jest taka, że to one rządzą naszym organizmem. Warto się zapoznać z tematem, bo często ogarnięcie problemów z hormonami może rozwiązać wiele problemów z dolegliwościami, które dokuczają ludziom.

Idąc dalej, jeśli chodzi o zdrowie, to w grudniu (bo od grudnia się zaczęło) miałam wycinane znamię barwnikowe i niedawno odebrałam wyniki. Niestety w okresie ciąży i laktacji doszło do zmian w obrębie niektórych znamion i konieczne było sprawdzenie, co się z nimi dzieje. Niektóre zbladły, zmieniły barwę i uwypukliły się, a jeden (nad lewą piersią) poczerniał i jego granice się postrzępiły. Szczerze Wam powiem, że już od dawna miałam iść do lekarza, ale bardzo się bałam i unikałam tego… Jeszcze bardziej bałam się, gdy w końcu zapisałam się do lekarza, potem w oczekiwaniu na zabieg i na wyniki pobranego wycinka! Gdy dostałam wyniki, okazało się, że wszystko jest w porządku i jest to TYLKO pieprzyk, a ja nie mam się czym martwić. Choć po zabiegu została pamiątka w postaci bliznowca, to cieszę się, że to zrobiłam i nie odkładałam tego dalej na później. Pani doktor powiedziała, że gdybym nie zbadała się, to dopiero mogłoby być źle, gdyby zmiana mogłaby zamienić się w tę złośliwą.

Często widzę, jak młodzi ludzie chorują i potwornie się męczą. Tak samo, jak ci, którzy nie badają się całe życie, bo czują się zdrowi jak ryby. Czy tak powinna wyglądać młodość? Przecież młodość jest jedna i trzeba dbać o to, by spędzić ją w spokoju, a nie zmarnować na męczenie się z różnymi dolegliwościami. Zapobieganie to klucz do zdrowia i warto o nie dbać.
BADAJCIE SIĘ!

W drugiej połowie stycznia kontynuowałam moją włosową kurację. Cały czas biorę CP, od ponad miesiąca nie karmię piersią i wcieram Jantar (z tygodniową przerwą) więc mam spory przyrost… Oczywiście nie zdradzę więcej, bo to będzie w aktualizacji włosowej, ale trzymam się dzielnie i nie pękam.

 

LIFESTYLE

Zdecydowałam się także na zakup nowego telefonu. Miałam problemy z poprzednim, więc postanowiłam zainwestować w nowość, a co za tym idzie, zaczęłam robić to, czego nie mogłam popełnić wcześniej - wkręciłam się w fajny serial, który oglądałam od czasu do czasu w tv. Wydaje się to dziwne, hmm? Prawda jest taka, że dzięki zakupowi nowego sprzętu miałam okazję obejrzeć 4 i 5 sezon w całości (i w spokoju!) czego tak naprawdę nie robiłam od dawien dawna, bo poprzedni telefon mi się zawieszał i wyłączał podczas oglądania różnych rzeczy, a z jednego komputera nie mogą korzystać dwie osoby naraz. Tak w ogóle mogę robić dużo rzeczy, których nie robiłam wcześniej. Mimo wszystko nie wkręciłam się aż tak, bo przywykłam do tego, że na sprzęcie nie mogę zrobić zbyt wiele i w sumie… nie potrzebuję tego :) Telefon ma śmigać, nie zawieszać się i robić ładne zdjęcia. Finito.
A serial, o którym mowa to Zaklinacz Dusz. Jeśli lubicie tematy paranormalne, ale w łagodniejszej formie (nic w stylu Obecności więc nie dostaniecie zawału serca), to serial dla Was. No i jest tam dużo miłości, więc jak najbardziej na plus!


Spróbowałam także nowego owocu… który wcale nie smakuje tak czadowo :D W sumie to w ogóle nie ma smaku. Jak woda. Ale za to ładnie wygląda, jest zdrowy i fajnie barwi smoothie. Rozejrzałam się także za fajnymi zleceniami na luty i mam kilka na oku. Planowałam, rozpisywałam, i narzekałam na brak czasu. Nie bez powodu wpis nie pojawił się na blogu. Strasznie mnie to wkurzało.


Na blogu zamieściłam również jeden z (moim zdaniem!) najfajniejszych wpisów i zachęcam Was do przeczytania, jeśli brak Wam wiary w siebie i chcecie zmienić coś w swoim życiu, zaczynając od nastawienia. Love!

Zrobiłam też przepyszne trufle z TEGO przepisu… Na mrozy są idealne, więc koniecznie zróbcie je sobie na wtorek i środę.

Znalazłam też genialny, cukierniczy blog, dzięki któremu podłapałam co nieco, i choć cały czas boję się masy cukrowej, to drip cake nie jest taki straszny. Zresztą ja uwielbiam robić drip cakes! :D


Na koniec powiem Wam, że zastanawiam się, czy w tym miesiącu robić dwutygodnik. Z racji tego, że może mi zabraknąć czasu, będzie trzeba nieco zmienić plany a na blogu może pojawić się podsumowanie miesiąca. Niedługo za to pojawią się nowości i aktualizacja włosowa, a idąc dalej temat mogący budzić emocje u mam ;) Ściskam Was mocno i śmigam. Buziak!

Latest Instagrams

© Kreuję swoje życie • Lekka strona lifestyle'u młodej mamy. Design by Eve.