Hej, już jestem!

18 listopada 2018


Przyszłam tutaj. W dniu, gdy za oknem spadł pierwszy śnieg (co tam, że zaraz się roztopił). Małymi kroczkami, pomału, z nowym - starym wyglądem bloga i moim pierwszym, starym, samodzielnie wykonanym kilka lat temu logo w nagłówku. Jestem - w momencie, gdy naprawdę stałam się na to gotowa i na dodatek otwarta na nowe. Szykowałam się na ten dzień długo. Na raty pisałam posty, pomału ogarniałam zdjęcia. Czasami przez moje życie przechodziło jakieś tornado i musiałam skupić się na sprawach priorytetowych. Zajęło mi to całe tygodnie…

Nie chciałam odsuwać bloga na bok. Nie chciałam i broniłam się przed tym, ale dni wypełnione pracą na normalnym etacie i resztą zajęć nie pozwalały mi na cieszenie się moją pasją. Wieczory i ranki pomiędzy zmianami wykorzystywałam na wszystkie obowiązki i nie odpuszczałam sobie niczego. Czas, który mogłam wykorzystać na pasję, przesypiałam, bo jechałam na oparach. Wolałam poświęcić go na cenne minuty snu i nawet makijaż robiłam między odprowadzeniem Julii do babci a kolejną zmianą w pracy. Działało mi to na nerwy, ale jak to mówią - jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Są przecież takie momenty w życiu, że niebezpiecznym byłoby rzucanie się na głęboką wodę. Moja jakże szalona dyspozycyjność i skromne działania nie pozostawiały mi nic innego jak tylko wybór nudnego, bardzo prostego szablonu i posty bez wyrazu. Działałam sobie i starałam się wyciągać z tego maximum przyjemności, ale tak nie było. Na dodatek powoli dojrzewało we mnie to, że mam do powiedzenia trochę więcej. Wszak zakupy i stylizacje to nie wszystko, a ja coraz bardziej dojrzewałam do tego, by świadomie i PEWNIE pisać o rodzicielstwie.

___________________________



Moje pierwsze dziecko urodziłam ponad 5 lat temu. Byłam dość młodą i niedoświadczoną kobietą. Nigdy wcześniej nie miałam szansy trzymać dziecka w ramionach a co więcej, nie miałam okazji, żeby się takowym zaopiekować. Było to coś dla mnie tak nowego, że nadmiar wrażeń totalnie oderwał mnie od reszty rzeczy.
Nie będę się rozpisywać, bo przecież w tym tekście mowa o blogu. Początki macierzyństwa i ciąża były czasem, w którym oprócz propozycji współprac dostawałam mnóstwo pouczeń i rad dotyczących prowadzenia bloga oraz kanału social media. Te rady miały mi pomóc osiągnąć sukces w blogosferze i pieniądze, z tym że... rady, jakie dostawałam, nie grały z moim sumieniem. Powiem brutalnie - cały zarys rad zakładał wykorzystywanie wizerunku mojego dziecka do zarabiania na życie. Było to dla mnie coś niesłychanie bezczelnego i nie potrzebowałam wiele, by postawić przed sobą ogromny mur. Ten temat działał na mnie jak płachta na byka, a ja odsuwałam się od cioć dobra rada. Jak można widzieć w niemowlęciu czy rocznym dziecku sposób na pieniądze? Zupełnie jakby miało być lalką, którą można dowolnie ustawiać? Oj nie, nie...




Nie będę ukrywać, że minione 5 lat były czasem, w którym wielokrotnie chciałam stworzyć dla Was coś fajnego. Jednak ograniczało mnie jedno - czułam się za cienka, codziennie dostawałam lekcję pokory, a jedyną radą, którą dawałam innym koleżankom po urodzeniu dzieci, było proste stwierdzenie - nie zapominaj o sobie. Przecież jako mama HNB nałogowo czerpałam przyjemność z drobnostek i dogadzałam sobie, gdy tylko mogłam. Wtedy z łatwością dostrzegałam pozytywy w każdej sytuacji i cieszę się, że prosta rada dużo dała, a temat tak się rozniósł, że pisali o tym inni. Budzi we mnie satysfakcję fakt, że wiele mam zobaczyło, że zdrowy egoizm nie jest zły, choć nie pisałam Wam o tym bezpośrednio. Potem odważyłam się na temat High Need Baby/Child, bo tylko z tym się czułam pewnie. Nadal uważałam, że to nie był czas na jakiekolwiek inne rady, bo nie chciałam nikomu zaszkodzić i co najgorsze, wymądrzać się bez sensu.
TO NIE BYŁ MÓJ CZAS. Potrzebowałam go więcej, by zmądrzeć, zdobyć doświadczenie, nauczyć się. Dziś czuję, że TO TEN MOMENT i chcę to robić z sensem i pasją. W końcu wiem jak ugryźć temat, by to nikogo nie skrzywdziło. Lata obserwacji blogosfery parentingowej dały mi kilka dobrych lekcji, a sumienie pokazało zielone światło.

Lecz żeby móc o tym dobrze pisać i nie skrzywić przy tym relacji z dzieckiem, trzeba było dojrzeć do podjęcia się takiej tematyki. Dlatego nie zabrałam się za to, dopóki nie poczułam prawdziwej gotowości.

To dla mnie duża zmiana. Moje dziecko ma 5 lat, jest super świadome, a ja mam jeszcze większą radochę z macierzyństwa i czuję się wręcz nim zafiksowana! :) W końcu czuję, że chcę o tym pisać i że mogę o tym pisać! To jest dobry moment, a świadomość tego wszystkiego tchnęła energię w inne dziedziny, którymi się do tej pory tutaj zajmowałam.


Czy to oznacza, że Kreuję Swoje Życie stanie się blogiem parentingowym? Absolutnie! Po prostu idę o krok w przód. Nareszcie!

___________________________






Swoją drogą powrót po tak długiej przerwie przyniósł mi spore zaskoczenie i zobaczyłam, jak wiele zmieniło się w blogosferze. Wiele osób porzuciło blogi na rzecz Youtube czy Instagramu ALBO mniej pisało lub robiło sobie dłuższe przerwy. Mam w sobie pewną wiarę i myślę, że to po prostu taki czas - energia która niesie się po świecie, jest dość pasywna i wpływa na wielu z nas. Niektórzy po prostu ten okres przesypiają, a inni wybierają nową drogę. Minione miesiące były dla mnie okresem, w którym nie wiedziałam, na co się zdecydować - nie chciałam poświęcić się jedynie budowaniu konta na Instagramie, bo zależało mi na własnym miejscu w internecie. Nie chciałam porzucać bloga, w którego włożyłam 7 lat pracy i zaangażowania. Filmy nie wychodziły tak często, a ja coraz bardziej dostrzegałam to, dlaczego tak naprawdę warto postawić na bloga. Ostatnie rozmowy z przyjaznymi mi osobami tylko rozwiały moje wątpliwości. Prawda jest taka, że tutaj łatwiej będzie mi opowiadać o byciu młodą mamą, marzeniach, czy o hodowli muszek owocówek (oczywiście taki żart!)... A jeśli będę chciała Wam pokazać nowe łupy z Aliexpressu, to niech będzie - posiedzę kilka godzin przy zdjęciach i tekście, żebyście mogli dostrzec detale i przeczytać o wadach, zamiast słyszeć, jak jąkam się ze stresu przed kamerą.
Odczuwam niesamowitą ulgę i cieszę się, że energia, z jaką wracam, należy do tych sprzyjających. Tygodniami czekałam na to, aż poczuję „TO COŚ”!


Więc jestem, witajcie!



2 komentarze

  1. Jestem bardzo ciekawa Ciebie jako mamy. Na pewno będę znowu częściej zaglądać, by zobaczyć, co fajnego przygotowałaś. Znam Twojego bloga od dawna, a teraz sama już jestem mamą, więc te tematy bardzo mnie interesują. Czasami jednak mam wrażenie, że "każdy ma dziecko i milion rzeczy do powiedzenia", a w sumie wszędzie to samo. U Ciebie będzie nowa jakość, ja to wiem;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak miło jest Cię znowu czytać ❤

    OdpowiedzUsuń

Miłe, ciepłe słowa a także szczera, kulturalna, i przede wszystkim - konstruktywna krytyka - wszystko jest dozwolone. To motywuje mnie najbardziej w blogowaniu!:)

Chamstwo i obraźliwe teksty lądują w koszu od razu.

Latest Instagrams

© Kreuję swoje życie • Lekka strona lifestyle'u młodej mamy. Design by Eve.